21 Zabrzańska Masa Krytyczna

Piątek zapowiadał się przyjemnie, słonko, rower. Nic tylko jechać.

Wczoraj przeczytałem, że dziś odbędzie się 21 Zabrzańska Masa Krytyczna, a że jakoś nie było w okolicy gdzie jechać, to zdecydowałem się pojechać z Tomkiem.

Wszystko pięknie słonko, weekend, stosunkowo ciepło. O 16 wyjechaliśmy i okrżeną drogą przez Mikołów, Bujaków, Rudę Śląską dojechaliśmy do Zabrza. Ładne widoki, fajnie się jechało, nie najgorsza średnia, szkoda tylko, że cały czas pod wiatr.


Pomnik ku czci Jana Pawła II

Masa jak masa, w sumie niezbyt liczna, bo przejechać wspólnie trasę na dwóch kółkach zdecydowało się około sześćdziesięciu rowerzystów.





Po masie zrobiliśmy szybkie zakupy i po skonsumowaniu zakupionych produktów już w szarówce zaczęliśmy powrót do domu. Jak wsiadaliśmy na rowery już zaczynało kropić, ale deszcze dopiero po chwili nas złapał. Przy wyjeździe z Zabrza trafiliśmy na całkiem niezła ulewa, na szczęście jakoś po ponad 30 minutach przeszła, ale całą drogę jechaliśmy przemoczeni w deszczu lub w wodzie z pod kół. Deszcz, zmierzch i przemoczone buty o dziwo sprawiły że średnia wyszła większa niż w drodze do Zabrza.


Tak wyglądał Tomek gdy przestało padać ;)

W sumie gdyby odjąć od statystyk Masę gdzie jechaliśmy przez ponad godzinę ledwo ponad 12 km/h to średnia wyniosłaby nieco ponad 25 km/h.

Statystyki podzielone na etapy (dystans, czas, średnia):
do Zabrza 33,4 km 1:23 h 24,81 km/h
Masa Krytyczna 13,7 km 1:07 h 12,26 km/h
do Tychów 29.7 km 1:09 h 25,82 km/h

Po mieście

Po mieście

Po mieście

Po mieście a następnie krótka spontaniczna trasa po Katowicach

Godzina 17, odbieram telefon, słyszę, że Tomek może odebrać nowy rower i za chwilę się po niego wybiera. Szybka decyzja, biorę rower i lecę zobaczyć te jego cudo.

W drodze do sklepu na dwóch rondach wyprzedzam te samo auto. Kierowca chyba zły, że ktoś bez silnika potrafi go bez większych problemów wyprzedzić trąbi i zaczyna machać łapami. A to dziwny i zawistny jegomość :D

Po oględzinach, próbie sprzętu i szybkiej wizycie w domu około w pół do siódmej wyjeżdżamy. Jedzie się świetnie właściwie cały czas około 30 km/h. Wreszcie nie muszę jechać w pojedynkę albo jak pierwszy. Z Tychów pojechaliśmy na Kostuchnę (Katowice). Powłóczyliśmy się troche po Podlesiu, Piotrowicach i wróciliśmy do domu.

Średnią trochę zaniżyła jazda po mieście. Gdyby odjąć jakieś niespełna 5 km, które zrobiłem po mieście jakoś w 20 minut, wychodzi że średnią na trasie po Katowicach mieliśmy około 27 km/h co jest całkiem niezłym wynikiem jak na mnie ;)

Po mieście

Po mieście

Krótka wycieczka, święcenie roweru ;)

Jakoś chwilę po 15 spojrzałem za okno. Słonko słabo bo słabo, ale świeciło, najzimniej nie było (koło 10 stopni C), czyli pogoda nie najgorsza. Jedzenie poświęcone, formalności w Plusie załatwione, czyli nie pozostawało nic innego, jak tylko iść poświęcić rower.

Chwilę po 16 udało mi się zebrać, wpadł po mnie Tomek i pojechaliśmy. Najpierw z Tychów wyjechaliśmy od wschodu wjeżdżając do Bieruń. Po jego przejechaniu chcieliśmy odbić na północ i dojechać do Lędzin. Początkowo wbiliśmy się w jakieś osiedle domków gdzie nagle droga, którą jechaliśmy rozdzieliła się na dwie drogi polne które po około 100 metrach się kończyły. Niby się zgubiliśmy ale dzięki temu natrafiliśmy na kilka gniazd i zamieszkujących je bociany. Po jakiejś chwili w końcu odnaleźliśmy jakąś drogę do Lędzin. Przy wjeździe zaczęło padać i mocno wiać w twarz. Chyba wykrakałem ten deszcz bo już nie przestało padać, aż do powrotu do domu. Ochrzciłem rower aż nad to (może nie wodą święconą, ale jednak :P).

Ledwie niespełna półtora godziny i 33 km, ale jak na dzień w którym nie planowałem wykonać ani jednego ruchu korbą chyba nie najgorzej.

Po mieście

Po mieście