Wycieczki 200 km <
Dystans całkowity: | 1258.41 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 53:01 |
Średnia prędkość: | 23.74 km/h |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 251.68 km i 10h 36m |
Więcej statystyk |
Zlot forum podróżerowerowe.info - Dzień I - Dojazd
d a n e w y j a z d u
214.50 km
0.00 km teren
10:30 h
Pr.śr.:20.43 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Viper
Kategoria Wycieczki 200 km <, Wycieczki wszystkie, Wyjazd zbiorowe, zorganizowane.
Kierunek Bałtyk: Etap XI, Życiówka i powrót do domu
d a n e w y j a z d u
400.20 km
0.00 km teren
17:07 h
Pr.śr.:23.38 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Viper
Czas wlicząjąc postoje 22:44 h
Relacja, zdjęcia itp. pojawią się później ;)
Kategoria Wycieczki 200 km <, Wycieczki wszystkie, Kierunek Bałtyk 2012
Tychy - Poznań, dzień 1
d a n e w y j a z d u
217.21 km
0.00 km teren
08:02 h
Pr.śr.:27.04 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Viper
Dzień I
Tychy - Wrocław
Pomysł na trasę pojawił się w mojej głowie już w zeszłym roku, początkowo miało to być nielada wyzwanie oraz pierwszy raz miałem przekroczyć 200 kilometrów w ciągu jednego dnia.
Czas uciekał, pierwszą dwustektę zrobiłem już jakieś dwa miesiące temu, terminy i plany się w nieskończoność przesuwały, aż w końcu pojechaliśmy w ostatni możliwy termin przed obozem (niestety nie rowerowym). Mimo, że wyjazd zaplanowany od dawna wszystko wyszło dość spontanicznie tzn. dzień przed wyjazdem.
No to ruszamy ;) Sobota, 30.06.2012 r. 5:10
Wyjechaliśmy parę minut po piątej. Mimo tak wczesnej pory było już dobre paręnaście stopni powyżej zera. Pierwsze kilometry lecieliśmy na autopilocie dobrze znaną drogą krajową 44. Wiatru właściwie nie było, jechało się bardzo przyjemnie. Szybko dotarliśmy do Gliwic gdzie zrobiliśmy krótki postój na rynku. Nie wiem czy dzień wcześniej była jakaś impreza na rynku czy po prostu oblewanie piątku i zakończenia roku szkolnego, ale na rynku były setki butelek, puszek oraz paru "twardych" zawodników powoli kończących ostatnie butelki złotego trunku.
Śląsk budzi się ;)
Wezęł Sośnica, widok na A4
Fontana na rynku w Gliwicach ...
... oraz rybki w środku ;)
Przy wyjeździe z centrum, napotykamy na zakaz jazdy rowerów, ale mijająca policja na szczęście nie zwraca na nas uwagi. W końcu droga właściwie jest jeszcze pusta, a ścieżka nie nadaj się do jazdy z rozsądną prędkością. Z powoli wznoszącym się z nad pól słońcem dojechaliśmy do Pyskowic, gdzie wjechaliśmy na drogę 94, którą dotarliśmy aż do Opola. Jak na drogę krajową ruch był niewielki, pobocze szerokie, asfalt prawie nówka nic tylko jechać przed siebie.
Sponsorem drugiego śniadania jest LIDL S.A.
W Opolu zrobiliśmy krótki postój na odświeżenie w fontannie, po czym zatrzymaliśmy sie na obiadośniadanie na rynku. Powoli upał zaczął dawać o sobie znać, w cieniu było pewnie koło 30 stopni. Trochę posiedzieliśmy, pooglądaliśmy starówkę po czym postanowiliśmy jechać nadal drogą 94 mimo, że wcześniej planowaliśmy zjechać za Opolem na boczne drogi.
Nowoczesna "szafa grająca" na rynku w Opolu. Nawet było kilka Tyskich hitów.
Chwilę błądzenia po Opolu i w końcu po trzykrotnym przekroczeniu Odry wyjechaliśmy na drogę 459, na której jakiś idota o mało nas nie przejechał wyprzedzając na trzeciego. Pajac nie dość że cały czas nas widział, to czekał z hamowaniem do ostatniej chwili, albo liczył że wskoczymy do rowu, żeby go przepuścić. Po przejechaniu parunastu kilometrów znowu wjechaliśmy na prosty asfalt na krajówce. Kolejny większy postój zrobiliśmy w Brzegu. Skąd już bezpośrednio udaliśmy do Wrocławia, gdzie natrafiamy na "piłkoszał".
A tak zapewne myślał o nas pajac wyprzedzający z naprzeciwka na trzeciego.
Cel pierwszego dnia osiągnięty.
Rowery zostały przy płocie okalającym stefę kibica na wrocławskim rynku, a my na zmianę poszliśmy zobaczyć strefę od środka. Niby wszystko fajnie, ale jakoś moim zdaniem za bardzo zalatuje komerchą, a brakuje fanatyzmu i spontaniczności, z której słynie ruch kibicowski.
No niestety z rowerami do strefy kibica nie wpuszczją, ale od zewnątrz też wszystko widać (w przeciwieństwie do Poznania).
Standardowo trochę powłóczyliśmy się po starówce, rynku oraz dotarliśmy na piękny wyremontowany dworzec, gdzie kupiliśmy bilety powrotne na następny dzień. Na szczęście były jeszcze ostatnie dwa bilety na rower i nie trzeba było kombinować.
Moim zdaniem na chwilę obecną najpiękniejszy dworzec w Polsce, a i w środku bardzo nowoczesny.
Z dworca pojechaliśmy już prosto do znajomych, gdzie miło spędziliśmy wieczór i noc.
Zapomniałbym dodać, że w momencie, gdy dojechaliśmy do Wrocławia średnia wynosiła 27,5 km/h, mimo że jakoś nie spinaliśmy się, żeby była jak najwyższa i trochę kręciliśmy po kilku centrach miast.
Kategoria Tychy - Poznań 2012, Wycieczki wszystkie, Wycieczki 200 km <
Tychy - Kędzierzyn Koźle - Zdzieszowice - Góra Św. Anny - Gliwice - Tychy
d a n e w y j a z d u
200.10 km
0.00 km teren
07:56 h
Pr.śr.:25.22 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Viper
W sumie trasę, a właściwie cel (Góra Św. Anny) wymyśliłem już w zeszłym roku, ale jakoś zawsze były inne priorytety. Miałem dzisiaj próbować przejechać pierwszą trasę o długości 300 km, ale z przyczyn niezależnych ode mnie musiałem przełożyć wyjazd o minimum parę dni.
Ostatecznie w wyniku zapowiadanej dobrej pogody wybrałem się na wycieczkę na Opolszczyznę z Starnol-em z forum podróże rowerowe ( www.podrozerowerowe.info ). Mieliśmy wyjechać o 8, niestety przed 6 obudził mnie mocny deszcz i już myślałem, że nic z tego nie będzie. Na szczęście po 7 zadzwonił budzik i okazało sie, że sytuacja się znacząco poprawiła.
Drobne poprawki, lekkie opóźnienie i wyjechaliśmy około 20 minut po 8. Początkowo jechało się dość ciężko ponieważ wiatr niemal cały czas wiał w twarz, ale po pierwszych 60 kilometrach średnia wynosiła 27 km/h czyli więcej niż się spodziewałem.
Trasy nie będę opisywał, bo właściwie nie ma o czym pisać, wszystko można obejrzeć na mapce poniżej (z tym, że na mapce trasa poprowadzona jest w odwrotnym kierunku).
Trasa wiodła głównie lasami i polami, nie spodziewałem się że Opolszczyzna jest aż tak płasko, choć w okolicach Ujazdu trochę się to zmieniło.
Góra Świętej Anny pod względem trudności podjazdu, właściwie nie zasługuje nawet na miano większego pagórka. Na jej "szczycie" zwiedziłem sanktuarium oraz zjedliśmy całkiem smaczny i niedrogi obiad w domu pielgrzyma, po czym udaliśmy się w drogę powrotną.
Do domu dotarłem przed 20 z (prawie) okrągłym wynikiem na liczniku i jak na mnie całkiem niezłą średnią.
Ogólnie wycieczka na duży plus:
- poznany ciekawy użytkownik forum
- fajna wycieczka z dobrą średnią
- brak oznak zmęczenia i potencjalna możliwość dalszej jazdy
- podczas jazdy nie przeszedłem ani jednego kryzysu, a przy innych trasach o podobnej długości nigdy mi się to jeszcze nie udało
Zaliczone gminy: 11
Zjadłem:
- porcję makaronu z sosem przed wyjściem
- 4 batoniki
- 3 jabłka
- 4 naleśniki
- kanapkę
- obiad w domu pielgrzyma (klops, frytki, dwie surówki)
Wypiłem:
- 1.7 litr wody (z rozpuszczonymi witaminami lub bez)
- 1 litr jakiegoś "energetyka"
Straty:
- zostawiona rękawiczka w Zdieszowicach, ale chyba sobie ją ktoś przygarnął, bo gdy wróciłem po paru minutach nie było juz po niej śladu
Później dodam jakieś zdjęcia.
Mapka:
Kategoria Wycieczki 200 km <, Wycieczki wszystkie
Beskid Śląski i Żywiecki - Czechy i Słowacja - Pierwsza dwusetka ;)
d a n e w y j a z d u
226.40 km
0.00 km teren
09:26 h
Pr.śr.:24.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Unibike Viper
Wczoraj udało mi się przejechać z Tomkiem (Hannibalem) nasze rekordowe dystanse. W moim wypadku poprawiłem rekord tylko z 150 na 220 km, ale on zrobił o wiele większy postęp tzn. z około 80 km na 220 km.
A teraz krótko o wyjeździe:
W zeszłą sobotę po krótkiej trasie po okolicy Tomek zaproponował, żeby w kolejny weekend wybrać się gdzieś dalej, ponieważ pogoda zapowiadała się idealnie. Pomysł szybko padł na "odwiedziny" Słowacji. Potem doszły jeszcze Czechy i wstępny zarys trasy.
Z dnia na dzień prognozy pogody zmieniały się na naszą niekorzyść, ale w końcu nadeszła sobota. Pobudka o 4:30, prysznic, szybkie, niestety ubogie śniadanie i o 5:00 wyjazd. Już na starcie złapaliśmy 20 minut opóźnienia.
Wyjechaliśmy równo ze wschodem słońca. Po niespełna 40 minutach i 18,4 km jazdy byliśmy w Pszczynie. Kilkuminutowa przerwa i pojechaliśmy dalej w kierunku Strumienia. Słońce za plecami świeciło coraz wyżej, zaczęła pojawiać się ładna panorama Beskidu Śląskiego utopionego jeszcze w mgle.
Widok na beskidy
W Strumieniu byliśmy o 7:00 i mieliśmy za sobą 34,5 km. Zjedliśmy drugie śniadanie i pojechaliśmy zaliczyć okoliczną gminę Chybie. Skąd przez Zebrzydowice i Hażlach dojechaliśmy do Cieszyna. Pierwsze mocniejsze górki i już kryzys. Chyba odezwało się słabe śniadanie.
Cieszyński rynek
W biedronce kupiłem, ponoć jakieś pożywne naleśniki a następnie powędrowaliśmy na rynek w Cieszynie, gdzie zrobiliśmy kolejny postój. Skąd pojechaliśmy na most graniczny na Olzie. Po krótkiej sesji zdjęciowej pierwszy raz wjechaliśmy jednoślademi na teren innego państwa i udaliśmy się w nieznane. Poznawać inny świat. ;)
Granica w Cieszynie
Przez Czechy jechaliśmy głównie drogą nr 11. Może niezbyt ambitnie, ale moja walka z kolejnymi kryzysami, górki i wiatr wiejący w twarz z niewielkimi przerwami od wyjazdu z domu zrobił swoje i pojechaliśmy po najmniejszej linii oporu.
Przez Triniec i Jabłunkowo dotarliśmy do Słowackiej granicy. Nie mam dokładnych wyliczeń, ale zdawało mi się, że pomiędzy Jabłunkowem i okolicami granicy, przez kilka kilometrów niemal bez przerwy się wspinaliśmy. Wjechanie na te wzniesienie było dla mnie nie lada wyzwaniem, ponieważ sił było już coraz mniej, a im byliśmy wyżej tym wiatr wiał coraz mocniej, oczywiście w twarz. Niestety dogoniły nas chmury i zaczął padać deszcz. Natomiast Tomek zupełnie przeciwnie niż ja, czuł się jak ryba w wodzie i pewnie gdyby był sam, już dawno pędziłby gdzieś po terenach Słowackich.
Zapomniałbym dodać, że w okolicach Trinca zaliczyłem upadek. Na zjeździe udało mi się rozpędzić trochę bardziej niż Tomkowi. Próbowałem go wyprzedzić, ale ruch był w tym momencie duży i musiałem zwolnić, ale zrobiłem to za późno, mając około 40 km/h (w chwili upadku zapewne już kilka mniej) na liczniku zahaczyłem o koła Tomka i przeleciałem przez kierownicę. Wylądowałem na łokciu, którym zasłoniłem twarz. Miałem farta, ponieważ TIR który zabierał się za moje wyprzedzanie ominął mnie dość szerokim łukiem. Na szczęście jedynie trochę się potłukłem oraz zdarłem kolana i łokcie. Szkody też były niewielki tzn. trochę uszkodziłem leomondkę (ale nadaje się do dalszego użytkowania), w koszulce zrobiły mi się dwie dziury, a poza tym skończyło się na kilku drobnych otarciach i wykrzywieniach.
Granica Czesko-Słowacka
Okolice słowackiej granicy przywitały nas przyjemnymi zjazdami, jechało się tak fajnie, że minęliśmy nieoznakowane skrzyżowanie z drogą prowadzącą do Zwardonia o jakieś 5 km. Po trochę ponad godzinie jazdy w końcu dotarliśmy do Polskiej granicy. Jako, że jedyną drogą, którą da się przekroczyć granicę jest droga ekspresowa zdecydowaliśmy się nią jechać. Ruch był tak niewielki, że mimo alternatywnej drogi dalej jechaliśmy w najlepsze. Niestety droga prowadzi przez tunel, gdy szykowaliśmy się do wjazdu, usłyszeliśmy głos „wielkiego brata” informujący, że po tunelu obowiązuje zakaz poruszania się rowerami. Niestety musieliśmy zawrócić i pojechać przez okoliczne wzniesienia. Początkowo planowaliśmy trochę inną trasę, ale w końcu zdecydowaliśmy się jechać aż do Bielska starą drogą 69. Na odcinkach, wzdłuż których była już oddana droga ekspresowa ruch był znikomy.
O dziwo to już Polska ;)
W okolicach Żywca złapał nas, krótki 15 minutowy deszcz. Droga znacznie się wypłaszczyła i w końcu minęły wszystkie moje kryzysy. I już bez większych przygód głównymi drogami chwilę po 19 dotarliśmy do domu.
Wycieczka ta była dla mnie wyjątkowa z kilku względów:
- była to moja pierwsze dwusetka (na pewno nie ostatnia)
- pierwszy raz byłem rowerem za granicą
- no i właściwie pierwszy raz jeździłem rowerem po górach (może nie najwyższych ale jednal)
Cały dystans : 226.4 km
Droga przez Czechy: 36.0 km
Droga przez Słowację: 28.5 km
Zaliczone gminy: 9
Przemyślenia: Przyjemnie jeździ się po górach, ale gdy następny raz będziemy chcieli bić rekord na pewno wybierzemy bardziej płaskie rejony i będziemy robić mniej przerw, bo tym razem było ich za wiele.
Więcej zdjęć - https://picasaweb.google.com/114083864776411252068/BeskidSlaskiIZywieckiCzechyISOwacjaPierwszaDwusetka?authkey=Gv1sRgCOvN37bikdOFFQ
Kategoria Wycieczki 200 km <, Wycieczki wszystkie